i rzut oka do środka:
Kalendarza pod ręką nie miałam (a ręka była krótka bardzo, bo słoik fotografował się w czasie podłogowej zabawy malucha), za to był datownik w aparacie ;)
Niteczek przybywa, powolutku, ale jednak. Ostatnie tygodnie nie były zbyt intensywne hafciarsko, bo zmiotły nas wirusy. Grypsko położyło do łóżka i nas, i maluchy (całe szczęście, że nie wszystkich na raz). Ale już rodzince lepiej, więc igła i tamborek też powoli wracają do łask.
I dobrze, bo pomysłów nie brakuje :)
Zdrówka Wam wszystkim życzę! Dbajcie o siebie w ten grypowy czas!
Fajnie tu u Ciebie :) Witaj w blogowym świecie :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Miło mi bardzo :)
Usuń