piątek, 27 kwietnia 2018

Choinka 2018 - kwiecień

Zaniedbałam trochę moje choinkowe hafty przez ostatnie dwa miesiące. Czas zacząć nadrabiać :)
W kwietniu powstał hafcik z dziewczynką z przeznaczeniem na kartkę:

Wyhaftowałam też kolejny mały obrazek z elfami. Jeszcze się zastanowię, czy oprawię je w ramki czy też będą cieszyć oko w formie zawieszek.


Obydwa hafty zgłaszam na zabawę u Xgalaktyki:
A teraz, korzystając z tego, że dzięki armia jeszcze śpi pędzę robić kawę (kto wie, może wypiję ciepłą?) i postawić choć kilka krzyżyków!

Miłego dnia!

środa, 18 kwietnia 2018

SAL SODA (3)

Wreszcie :))

Uporałam się z trzecią kwiatową baletnicą! Aż trudno uwierzyć, ale męczyłam ten mały hafcik od stycznia. Jakoś nie mogłam się zebrać, nie miałam jak i kiedy spokojnie przysiąść, stawiałam czasem dosłownie po kilka krzyżyków w ciągu jednego wieczoru. Przez większość czasu haft leżał i zbierał kurz. Wiedziałam jedno - jak odłożę do szuflady to już tam zostanie. Oczywiście obrazek nie był nudny czy wymagający. Jakiś robótkowy kryzys mnie dopadł, zmęczenie materiału i ogólne niechciejstwo okrutne i lenistwo (a to akurat na wielu polach).

Ale wytaszczyłam pokazane poprzednio zabytkowe bratki, pogrzebałam trochę w ziemi wsadzając te całkiem żywe i natchnienie wróciło ;P Uporządkowałam i przejrzałam muliny (też Was to relaksuje? takie grzebanie w nitkach nawet bez konkretnego celu?) odarłam z rdzy igłę ;) i baletnica doczekała się reszty krzyżyków.
Dzisiaj przeprałam haft - i tu muszę przyznać, miałam duszę na ramieniu. Zdarzyło mi się kiedyś, że zafarbowała mi czerwona mulina (DMC, kolor chyba 321). Prałam jak zawsze, woda nie była gorąca, nic niby nie powinno się stać a tu zonk :/ czerwony kolor po prostu spłynął! Na szczęście zarówno panna, jak i kiecka wyszły z kąpieli bez uszczerbku.


Większość dziewczyn pannę makową haftowało jako pierwszą. Mnie jednak różana baletnica urzekła tak bardzo, że po prostu musiałam zacząć od niej. Oprawiłam ją w ramkę i wręczyłam jako obrazek. Spodobała się bardzo. I muszę Wam powiedzieć, że byłam zaskoczona tak miłą reakcją. Obdarowana mała balerina była obrazkiem szczerze zachwycona a i reszta rodziny (zaległy prezent urodzinowy wręczałam w wigilię, więc tej "reszty" trochę się zebrało ;) ) patrzyła przychylnym okiem. Podejrzenia były, że haft może taki nie całkiem ręczny i że może coś tam trochę nadrukowane czy naklejone ;)) Ale nie padło sakramentalne stwierdzenie, na dźwięk którego dostaję cholery a które zdarza mi się słyszeć (Wam pewnie też!): "ale ty się nudzisz w domu!", nikt też nie pytał, czy ja naprawdę nie mam nic innego do roboty. Padło za to (i to z ust faceta) pytanie ile czasu musiałam poświęcić na taki obrazek. Powiem Wam, że takie ciepłe, niepodszyte żadną ironią, przyjęcie pracy, która może i była urocza, ale na pewno nie jakoś szczególnie wyjątkowa, dało mi niesamowitą satysfakcję. Teraz, do kompletu, chcę dołączyć pozostałe kwiatowe tancerki. Począwszy od tej właśnie baletnicy haftować będę na jednym kawałku białej Lindy, mam na nie pewien pomysł, ale zobaczymy czy w trakcie powstawania haftu plan się nie zmieni 😏


Dużo słonka Wam życzę :) oraz wiosennego przypływu energii :)
Ściskam!

środa, 11 kwietnia 2018

Oh! la belle jardiniére!

Co tu dużo pisać - nie mam się czym chwalić ostatnimi czasy. Nie po drodze mi z igłą i tamborkiem. Dopadł mnie brak weny, brak warunków a i jakaś ogólna bylejakość. Bywa. Nie ma co narzekać, trzeba nadrabiać :)  Mam tylko nadzieję, że podładuję trochę baterie słoneczne i pójdzie z górki 😁 wszak wiosenka wreszcie!
A dzisiaj przychodzę z odgrzewanym hafcikiem.

Bartki niebieściste (wzór projektu Veronique Enginger) wyhaftowałam dwa lata temu. Wisiały chwilkę u mnie w kuchni, bo wyszywałam je dla siebie. Ostatecznie oddałam mamie -  potrzebowałam prezentu na już i akurat na nie padło. W tym roku zdałam sobie sprawę, że jakoś zniknęły. Okazało się, że do ramki powędrowało zdjęcie a haft wylądował w pudle.

Ja tam bratki lubię bardzo i przesadzając przytargane z targu roślinki, poszperałam w maminych szafach i znalazłam :) troszkę wymęczone i przybrudzone, ale zrobię im małe spa, a potem tylko dobrać ramkę, na nowo oprawić i na ścianę :)

Sesja była, jak to u mnie, ekspresowa, bo mój osobisty kierownik planu zarządził zmianę dekoracji :)

Haftowałam na lnie obrazkowym 30ct w kolorze kości słoniowej, to był jeden z tych obrazków,  nad którymi najmilej mi się pracowało. Myślę, że kiedyś wyszyję go powtórnie i tym razem już nie oddam! :))

Wprawdzie hafciarskich postępów brak (nad kolejną SALową baletniczką ślęczę od stycznia i skończyć nie mogę), ale udało mi się zrobić kilka kartek wielkanocnych. W świat posłałam, mam tylko nadzieję, że trafiły, gdzie trzeba :)  W święta, nadrabiając zaległości na Waszych blogach i oglądając karteczki i inne cuda pomyślałam, że żadnej z moich kartek nie cyknęłam nawet fotki. Jakoś zupełnie nie o tym pomyślałam :) Jako jedyny na zdjęcie załapał się super słodki "jajecznik" dla przyjaciółki, bo wręczany był dopiero po świętach.

 


Foamiranowe kwiatuszki okazały się świetną zabawą - nie wymagają jakiejś większej precyzji, więc na relaks dla zmęczonej głowy idealne!

Iwonko, Agnieszko, dziękuję Wam za piękne kartki :)


Uściski :)