Że schemat sugeruje jeden kolor (co jest w końcu megawygodne), uznałam że tylko cieniowana mulina da mi wymarzony efekt. Takich promyków słonka wiosennego, co to się po obrazku ślizgają :) Potem było już tylko gorzej :) Że jaja dość spore, koniecznie chciałam je wyszyć na drobnej kanwie. Leżała sobie taka jedna w kropeczki i czekała na pomysł. W końcu jaja nakrapiane bywają, to uznałam, że nada się idealnie.
I tego było już za wiele. Wzór zgubił mi się gdzieś wśród tych wszystkich kropeczek. Jak się tak patrzy na ten hafcik, to trochę nie wie człowiek, gdzie kura a gdzie kropka, że o tych motylkach i kwiatuszkach nie wspomnę.
Cieniowana mulina podoba mi się w tych wzorkach dalej, kolejną pisankę też nią wyszywam, ale w fioletach na białej kanwie, dla odmiany :) Tylko że poszłam po taniości i użyłam Ariadny. Nafukałam się, namarudziłam, rąk o mało nie załamałam. Oj, lekko nie było. Nie, żebym w ogóle stroniła od rodzimych nici :) zwykłej muliny nie darzę jakąś miłością szczególną, ale zdarza mi się sięgać. Nie często, ale jednak. Być może te cieniowane nici są słabsze, bo po prostu mi się przecierały, o plątaniu to już nawet nie piszę. Ale ilość pozrywanych nitek na takie jajuszko małe była pokaźna ;)
Pierwotny plan był taki, że hafciki (a miało być ich trzy) zwisną w ramkach. Teraz nie jestem już tego taka pewna, ale do Wielkanocy coś wymyślę. Jedno jest za to pewne: hasłem dekoracji wiosenno- wielkanocnych będzie UMIAR :D (i dlatego też jajko nie dość, że niezbyt skromne, to jeszcze w skubniętych dziecięciu cekinach pozuje, a co :D )